Abp Stanisław Nowak
metropolita częstochowski
Moja pielgrzymka do Kalwarii Zebrzydowskiej
na 400-lecie jej istnienia
Wspomnienie
Nad wejściem do kościoła w jednej z najstarszych Kalwarii w Europie na Monte Varallo widnieje napis: „Ujrzy Jerozolimę, kto nie jest w stanie pielgrzymować do prawdziwej Jerozolimy”. Te słowa znaleźć można we wspaniałej monografii „Kalwaria Zebrzydowska” pióra mojego profesora o. H.E. Wyczawskiego. Już dwa razy w swoim życiu miałem łaskę widzieć prawdziwą Jerozolimę. Pierwszy raz w roku 1969, drugi raz po 30 latach, w 1999, kiedy przewodniczyłem pielgrzymce narodowej Polaków do Ziemi Świętej. Wyznaję jednak, że zawsze, ile razy wybieram się do Kalwarii Zebrzydowskiej, sanktuarium mojego dzieciństwa, młodości i dojrzałości, zawsze przeżywam radość z łaski oglądania Jerozolimy na nowo.
„Ucieszyłem się, gdy mi powiedziano:
«Pójdziemy do domu Pana».
Już stoją nasze stopy
w twoich bramach Jeruzalem” (Ps 122).
Przyznaję się, że kiedy byłem po raz pierwszy w Jerozolimie w roku 1969 i szedłem za krzyżem w sam Wielki Piątek w małej grupie pielgrzymiej śladem Via Dolorosa, wśród hałaśliwych, obojętnych muzułmańskich Palestyńczyków, myślałem pocieszając w duchu Pana Jezusa, że tam, w bliskiej memu sercu Kalwarii, o tej porze, nieprzeliczone rzesze idą za Nim w pochodzie zapłakane i rozmodlone dróżkami Jego Męki.
I oto teraz udaję się do świętej Kalwarii, Jerozolimy Małopolskiej, na 400-lecie jej istnienia. Zbyt wielka to łaska. Wybrany to przez samego Boga dla mnie dar. I to jeszcze w takim czasie, kiedy św. Piotr w swoim 264-tym następcy będzie się tam modlił. Ujrzeć Jerozolimę i ujrzeć Piotra równocześnie – z pewnością to niezwykła radość wiary.
Otrzymałem imienne zaproszenie przez stróżów sanktuarium kalwaryjskiego oo. Bernardynów, do uczestnictwa w pielgrzymce Ojca Świętego Jana Pawła II do jego ulubionej Kalwarii. Z radością gotowałem się do wyjazdu. Kiedy jednak wszystko zdawało się proste i łatwe do urzeczywistnienia, nagle zaistniała pewna trudność. Przy doskonałej organizacji w Krakowie, wnet kilku biskupów znalazło się w sytuacji trudnej do pokonania. Kiedy okazało się, że kilku z biskupów obrało własny środek lokomocji do Kalwarii, odwołano przygotowany wcześniej specjalny autokar. Informacja ta jednak nie dotarła do wszystkich. W umówionym wcześniej miejscu zostało trzech biskupów, którzy w ostatniej chwili potrzebowali jednak pomocy do przemieszczenia się przez tłumy ludzkie między Krakowem a Kalwarią. Dwóch biskupów wobec braku autokaru odstąpiło od wyjazdu, ja postanowiłem mimo wszystko przedzierać się przez dziesiątki kordonów policyjnych i jechać w stronę Kalwarii.
Wybraliśmy się wraz z księdzem sekretarzem i kierowcą okrężnymi drogami z Krakowa, kierując się od mostu Dębnickiego do ostatniego mostu na Wiśle od strony Nowej Huty. Przed Skawiną jednak zostaliśmy zatrzymani i ani rusz dalej. 20 minut przed przejazdem orszaku papieskiego absolutnie już nie wolno było nikomu przejeżdżać. I oto niespodziewana radość. Mogłem oglądać Ojca Świętego z wiaduktu na drodze, jak jedzie do Kalwarii na 400-lecie jej istnienia. Poddałem się entuzjazmowi witających. Piotr jedzie do Jerozolimy – pomyślałem. Mnie tam jednak już na tej uroczystości nie będzie – zrodziła się smutna myśl. Niezwykle uprzejmi policjanci i żołnierze pocieszyli mnie jednak. Szef policji zatelefonował do Krakowa i kazał czekać przy tablicy z napisem: „Skawina”. Czekaliśmy dość długo. Nikt nie przyjeżdżał. Udaliśmy się więc dalej sami na własną rękę. Dojechaliśmy do Skawiny. W mieście niesamowite tłumy. Ojciec Święty zatrzymał się tam na chwilę, by parafii pod wezwaniem Miłosierdzia Bożego poświęcić obraz Pana Jezusa Miłosiernego. Trzeba było czekać. Poddałem się na chwilę klimatowi rozradowanego i rozśpiewanego miasta. Młody kapłan ze Skawiny postarał się jednak u policjantów swego miasta, żeby mnie pilotowali dalej. Policjanci eskortowali nas do Izdebnika. Tymczasem wybiła godzina początku papieskiej Mszy świętej w Kalwarii. Zostało kilka kilometrów. Pytanie: co robić dalej? Pomyślałem sobie: a jednak ruszę dalej, stanę przy kaplicy św. Rafała, na tym samym miejscu, gdzie jako chłopiec wraz ze swoją kompanią śpiewałem nieszpory i uczestniczyłem we Mszy świętej, patrząc na fasadę bazyliki z gankiem, gdzie Maryja Królowa błogosławi pielgrzymom. Tymczasem policja krakowska okazała się wierna i mimo, że mnie nie zastała przed tablicą z napisem „Skawina”, znalazła mnie w Izdebniku na drodze i odtąd pilotowała już do samego klasztoru. Wszystko przed nami stało otworem. Nie było przeszkód. Kiedy przyjechaliśmy na plac Rajski, panowała niezmącona cisza. Udałem się do zakrystii. Bracia Bernardyni szybko mnie ubrali w liturgiczne szaty. I oto jestem już w bazylice na miejscu, które na mnie czekało. Ojciec Święty był wciąż w cudownej kaplicy zapatrzony w obraz Matki Bożej, zanurzony w swojej kontemplacji.
Msza święta na 400-lecie Kalwarii pod przewodem Ojca Świętego. Mój Boże, co za wyjątkowy czas. Tyle razy modliłem się z Ojcem Świętym w Kalwarii, gdy jeszcze był biskupem na stolicy św. Stanisława. Tyle razy słuchałem jego kazań i homilii wygłaszanych z taką mocą na tym miejscu. Zawsze wsączał swoim niezwykle głębokim słowem w nasze umysły teologię Kalwarii, miejsca, gdzie w wyjątkowy sposób urzeczywistnia się tajemnica połączenia Matki z Synem. Dziś przemawia jako Piotr, sławiąc wielkie sprawy Boże, które się dokonywały w ciągu czterech stuleci na tym miejscu. Czy rzeczywiście jestem w Kalwarii Zebrzydowskiej? – pytam samego siebie. Z pewnością tak, jak w Kalwarii Zebrzydowskiej, nie śpiewają nigdzie indziej na świecie:
„Pamiętaj człowiecze na Jezusa,
jak drogo kupiona twoja dusza”.
„Śliczna śliczna jak różany kwiat,
Matko Kalwaryjska, niech Cię wielbi świat”.
Papież jest w Kalwarii Zebrzydowskiej na 400-lecie jej istnienia. Zanurzony w tym rezerwuarze modlitw i ofiar, wyrazów wiary, nadziei i miłości, które na to miejsce w ciągu wieków nanosili niejako nasi ojcowie, uczestnicy w misterium męki, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa, a także w tajemnicy współcierpienia i współchwały Maryi. Przedstawia Bogu w Trójcy Świętej Jedynemu w czasie Mszy świętej Jubileuszowej, która jak każda Eucharystia, uobecnia tajemnicę męki i zmartwychwstania Chrystusa, czterysta lat istnienia Kalwarii Zebrzydowskiej. Zawierza nas Maryi. Ufamy tej modlitwie. Wierzymy, że jest ona najwłaściwszym rozpoczynaniem piątego stulecia istnienia Kalwarii i będzie źródłem wiary i nadziei Polaków oraz innych narodów, które tu będą przychodzić, by nie mogąc ujrzeć prawdziwej Jerozolimy, ujrzeć ją jednak naprawdę tutaj i zaczerpnąć z niej łaski Bożego miłosierdzia.
PIELGRZYM KALWARYJSKI
16/2003
Matko Boża Kalwaryjska, proszę Cię o uzdrowienie Krystyny z choroby nowotworowej i o jej głęboką przemianę duchową