Ojcowie szopek polskich
- /

Abstrakt. Artykuł przedstawia najważniejszych budowniczych szopek polskich: Longina i Hermana Wittigów, Michała Ezenkiera, brata Antoniego Władysława Dębskiego OFM, ojca Kazimierza Zymułę CSR i Pawła Jałowiczora. Ich wkład do dzieła szopkarskiego jest na tyle znaczący, iż można mówić o stworzeniu niejako osobnej „szkoły szopkarskiej”, znajdującej po jakimś czasie falę naśladowców i epigonów. Honorowe miejsce należy się jednak w tym przeglądzie Biedaczynie z Asyżu, ojcowi wszystkich ojców szopek bożonarodzeniowych nie tylko Polski, ale i świata całego. Problematyczne jest zaliczenie do ikon polskiego szopkarstwa Longina i Hermanna Wittigów, ale zadecydowała o tym przynależność geograficzna – Wambierzyce od roku 1945 znalazły się w granicach Polski.
- ŚWIĘTY FRANCISZEK Z ASYŻU (1181-1226) – OJCIEC OJCÓW SZOPEK BOŻONARODZENIOWYCH
Palma pierwszeństwa w dziele szopkarskim należy się zakonom z rodziny franciszkańskiej, przecież to Biedaczyna z Asyżu jest twórcą pierwszej szopki bożonarodzeniowej w Greccio (1223), miejscowości położonej na południe od Asyżu (region Lacjum, w prowincji Rieti), a biografowie odnotowują jego podróż do Ziemi Świętej w 1220 i wielkie umiłowanie święta Bożego Narodzenia. To Franciszkanie przyczynili się w wiekach średnich do rozpropagowania wątków apokryficznych związanych z Bożym Narodzeniem i wzbogacenia skromnej pierwotnie szopki o kolejne figury. Ponieważ biografia św. Franciszka jest znana, chcę tu wypunktować wpływ jego dzieła szopkarskiego na duchowość i kulturę staropolską. Najstarsze znane polskie figury szopkowe zidentyfikowano u sióstr klarysek przy kościele św. Andrzeja w Krakowie. To w tym pięknym romańskim kościele znajduje się dzisiaj najstarszy polski skarb szopkowy. Są to dwie mierzące około 30 centymetrów drewniane figury Matki Bożej i św. Józefa, a pochodzą z połowy XIV wieku – metryka imponująca nawet w skali europejskiej. Odkrył te rzeźby historyk sztuki Julian Pagaczewski i udowodnił udział włoskich franciszkanów przy budowie tej i innych pierwszych szopek polskich. Figurki były prezentem Elżbiety Łokietkównej i zachowały się do dzisiaj dlatego, że szopkę wystawiano w klauzurze, a więc dostępna była tylko dla zakonnic. W zgromadzeniach franciszkańskich przez całe wieki kultywowano zwyczaj kołysania figury Dzieciątka Jezus przez przełożonych (gwardiana, przeoryszę). Kult ten został głęboko wpisany w duchowość franciszkańską i wynikał niejako z reguły zakonnej. Ilość scen w polskich szopkach franciszkańskich nie była stała i zmieniała się zgodnie z tradycjami regionalnymi. Przez szereg wieków figurki w tych szopkach były nieruchome. Znawcy tematu są zgodni, iż pojawienie się ruchomych postaci miało miejsce w Polsce na początku XVIII wieku i wpłynęła na to popularność francuskich teatrzyków marionetkowych. Nie byłoby w Polsce jednak pierwszych szopek – podsumujmy – bez świętego Franciszka i jego uczniów przysłanych do naszego kraju.
- LONGIN WITTIG (1824-1895) I HERMANN WITTIG (1857-1932) – WAMBIERZYCE
Sławna ruchoma szopka bożonarodzeniowa w Wambierzycach (1882) znajduje się dzisiaj w dobrym stanie technicznym, wzbudzając poklask i podziw licznie odwiedzających pielgrzymów oraz turystów. Uznawana jest według niektórych źródeł za najstarszą szopkę ruchomą w Polsce. Jej twórca Longin Wittig urodził w wiosce Góra św. Anny pod Nową Rudą (pasmo w środkowych Sudetach określane jako Wzgórza Włodzickie). Pochodził z rodziny, w której od pokoleń pielęgnowano szopkarskie tradycje. Brak dokładniejszych informacji o edukacji i pracy Longina Wittiga. Z całą pewnością posiadał ogromną wiedzę teoretyczną i praktyczną oraz wybitne zdolności artystyczno-rzemieślnicze w zakresie jubilerstwa, zegarmistrzostwa, złotnictwa i snycerstwa. W nielicznych opracowaniach określa się go jako zegarmistrza lub ślusarza. Pracę nad dziełem swego życia rozpoczął około roku 1850. Podobno zbudował szopkę dla swoich dzieci, które we wczesnym dzieciństwie utraciły matkę. W 1877 przeprowadził się z rodziną do pobliskiej Ścinawki Średniej, wioski leżącej na północ od Wambierzyc, a pięć lat później zamieszkał na stałe w Wambierzycach – w domu gdzie obecnie znajduje się sławna szopka. Chętnie pokazywał swoje dzieło mieszkańcom oraz odwiedzającym sanktuarium wambierzyckie pielgrzymom. Za ich namową zaczął budować kolejne sceny-gabloty, z nich najważniejsza jest Droga krzyżowa.
Po jego śmierci dzieło szopkarskie kontynuował z powodzeniem jeden z trzech synów, Hermann Wittig (1857-1932). Na przestrzeni lat zbudował on kolejne „moduły tematyczne”: naturalistyczna i ekspresyjna Rzeź niewiniątek, a dalej Święta Rodzina przy pracy, Dwunastoletni Jezus w świątyni, Ostatnia Wieczerza, Objawienia Matki Bożej w Lourdes oraz szczególnie lubiane przez odwiedzających regionalne sceny rodzajowe – Zabawa ludowa, Kopalnia węgla kamiennego. Tłem większości scen były śląskie pejzaże i znane budowle. Po II wojnie światowej szopka została przejęta przez lokalne władze, a następnie przekazana wambierzyckiej parafii. Obecnie całość liczy 800 figurek, z czego 300 jest ruchomych.
Szopkę Wittigów należy rozpatrywać na tle innych podobnych obiektów regionalnych, szczególnie popularnych do dzisiaj po czeskiej stronie Sudetów: szopka Gustava Simona we Frydlandzie, Rychnov nad Knerznon w Górach Orlickich, Muzeum Szopek w Třebechovicach pod Orebem (kolekcja 300 szopek, najcenniejsza zawiera 373 figur, w Wambierzycach jest ich 800), Muzeum Szopek w zamku Karlstein pod Pragą, Jindrihuv Hradec (uznana za największą ruchomą szopkę świata i wpisana do księgi rekordów Guinessa (60 m2, 1398 figur, w tym 133 ruchome). „Czesi, podobnie jak Austriacy i Polacy, uwielbiali wędrowne Krippenspiel, które było potomkiem średniowiecznych dramatów misteryjnych i teatrzyków marionetkowych”. To w krąg czeskich betlemów i niemiecko-sudeckich ludowych wędrownych krippes kongenialnie wpisała się szopka wambierzycka. Można mówić o fali naśladowców i epigonów arcydzieła Wittigów, czego modelowym przykładem jest szopka Maxa Vogla w Neuwürschnitz w Rudawach (1885) i organisty Franciszka Stepana w Czermnej pod Kudową (ok. 1904). Sława szopki Wittigów była tak duża, że na przełomie XIX i XX wieku na obszarze sudeckiego pogranicza powstało ponad 100 szopek zainspirowanych arcydziełem z Wambierzyc. Większość z nich już nie istnieje, a żadna nie zbliżyła się do poziomu niedoścignionego wzorca.
- MICHAŁ EZENEKIER (1854-1916) – KRAKOWSKA SZOPKA-MATKA
Tak mało wiemy o Michale Ezenekierze, a okruchy jedynych wiarygodnych informacji zawdzięczamy Karolowi Estreicherowi. Czy był wybitnym aktorem-naturszczykiem i reżyserem-amatorem, jak chce etnograf Roman Reinfuss? Może sławę zawdzięczał wyłącznie samej szopce? Nie sposób odpowiedzieć na te pytania, z pewnością był arcyciekawą i fascynującą osobowością, inaczej nie zasłużyłby sobie na mecenat Estreicherów. Ezenekier, a właściwie Ezenekierowie ojciec i syn zostali niemal całkowicie przesłonięci i zdominowani przez swoje dzieło. Przechowywana obecnie w Muzeum Etnograficznym jest najchętniej i najczęściej fotografowaną i reprodukowaną szopką polską. Napisano o niej tak wiele, że nie sposób niczego oryginalnego dodać, pozostaje zatem zacytować fragmenty sugestywnego opisu-wspomnienia z dzieciństwa Karola Estreichera Młodszego: „Ukazała się szopka w całej krasie. Budynek to był, który wysokością wypełniał ramy drzwi (…) Najpierw biły od niej barwy, potem dopiero architektura budynku zdumiewała: czerwień, zieleń, fiolety, niebieskie i żółte tony, czerń i minia, brązy, srebro i złoto składały się na tę orgię barw jak ogień żywą i jak ogień przyciągającą. Dwie wieże wznosiły się na przodzie, mariackie wieże oczywiście, tylko bogatsze w ornamenty, uwieńczone u hełmów strzelistymi koronami. Pośrodku między nimi wielka kopuła złota, jak przystało być każdej kopule od Zygmuntowskich czasów. Wszystkie baśnie Wschodu tu znajdowały swe urzeczywistnienie”. Przedmiotem refleksji nie będzie jednak sławna Szopka Ezenekierów zwana Szopką-Matką, ale jej budowniczy. Gwoli ścisłości należy dodać, że krakowski uczony opisał tu akurat ostatnią szopkę z warsztatu Ezenekierów (z roku 1914), a Szopka-Matka została zbudowana około 1898. Cóż, Ezenekierowie wykonali dużo szopek, a te ostatnie najprawdopodobniej były do siebie podobne. Sukces ma wielu ojców, ale też i sam Estreicher był niekonsekwentny w swych wspomnieniach, raz oddając autorstwo jedynie Michałowi, a gdzie indziej pisząc o szopce wykonanej przez Michała i jego syna Leona. Wśród uzurpatorów pragnących zawłaszczyć prawo do autorstwa Szopki-Matki jako pierwszy zgłosił się tramwajarz krakowski, niejaki Walenty Malik (1888-1953). Sugerował on profesorowi Romanowi Reinfussowi, iż jako młody około dziesięcioletni chłopiec wykonał szopkę i wystawił ja na sprzedaż pod Kościołem Mariackim. Miała ona wywrzeć takie wrażenie na „starym” Ezenekierze, iż ten wykonał na kolejny sezon podobną. Plagiat? Wybitny etnograf nie dał wiary insynuacjom Malika. Kolejny uzurpator to murarz Władysław Owsiński (1874-1960). Twierdził on jakoby podchmieleni szopkarze z konkurencyjnych grup, powracając pewnego wieczora z „występów”, wszczęli bójkę. W jej efekcie szopka Ezenekiera została zdemolowana i nie nadawała się do występów. Ponieważ stało się to w samym apogeum sezonu kolędniczego, Owsiński odsprzedał tanio (za 5 reńskich) swoją ogromną szopkę, z którą nikt nie chciał chodzić z powodu jej ciężaru i gabarytów, istna – jak mówiono w Krakowie – landara. Ezenekier miał „landarę” przerobić i odświeżyć, aby natychmiast wykorzystać do przedstawień. Ostatnim domniemanym „współojcem” Szopki-Matki był nie byle kto, bo sam Profesor Karol Frycz, wybitny artysta-plastyk, projektant i dekorator, reżyser teatralny i scenograf. Karol Estreicher podczas nagrywania programu telewizyjnego w Muzeum Etnograficznym (początek lat osiemdziesiątych XX wieku) miał złożyć Wiktorowi Zinnowi dziwne wyznanie: „…Ty potrafisz patrzeć. Powołaj się na mnie. Szopkę Ezenekierów zaprojektował i nadzorował Karol Frycz. Zamierzałem nie mówić o tym nikomu, ale… Jestem ptakiem odlatującym…”. Wyznanie to przedziwne – konstatuje znawczyni tematu Małgorzata Oleszkiewicz – bo dlaczego Estreicher, Zinn i Frycz nigdy wcześniej nie zakomunikowali tego opinii publicznej? Czy nadzór i życzliwe rady profesjonalisty mogły odebrać autentyzm ludowej amatorskiej szopki? Bronię Ezenekiera, bo nie był żadnym amatorem, ale sprawnym rzemieślnikiem, z zawodu biegłym murarzem i kaflarzem. Oczywiście nie sposób wykluczyć, iż wspomniany Karol Frycz (ur. 1877-1963) w roku 1898 (wcześniej nie, bo studiował architekturę w Monachium) mógł nieco życzliwych rad udzielić znanemu i cenionemu już wówczas szopkarzowi, być może rady te zostały uwzględnione, ale słowa Estreichera o nadzorze i zaprojektowaniu idą zbyt daleko. Ezenekierowie stworzyli prawdopodobnie najlepszy zespół kolędniczy w Krakowie swoich czasów. Michał pracował jako murarz oraz zdun, specjalizował się w piecach kaflowych, w obydwu zawodach cieszył się opinią biegłego mistrza, Karol Estreicher pisze o nim ciepło: „Ezenekier, człowiek ubogi, ale obywatel szanowany na Krowodrzy, gdzie miał domek z ogródkiem. (…) Czyszcząc lub przestawiając piec u mamy i babki, zawsze gadał do kafli jakby do żywych ludzi. (…) Wszystko co było żywą cegłą, kamieniem, wapnem, gliną, sprawiało mu widoczną przyjemność materialnego dotknięcia. I szopka też. I wódka naturalnie. Ale nigdy nie pił podczas roboty”. Szopki zaczął obnosić od roku 1864, ostatni raz uczynił to w 1914. Wojna już na samym początku zabrała mu syna Leona, który prawdopodobnie specjalizował się w wytwarzaniu kukiełek. On sam zmarł wkrótce.
- ANTONI WŁADYSŁAW DĘBSKI (1918-2010) – BERNARDYŃSKIE DZIEŁO ZAKRYSTIAŃSKIE
W szopkarstwie polskim błyskawicznie do mistrzostwa dyskontując innych doszli zakonnicy ze zgromadzenia bernardyńskiego, od samego początku słynące u nas z wielkiego patriotyzmu i umiłowania ojczyzny. Początek Bernardynów w Polsce wiąże się z głośną wizytą Jana Kapistrana w Krakowie w roku 1453, kiedy to ów charyzmatyczny misjonarz-kaznodzieja oraz wielki reformator franciszkański porwał płomiennymi wystąpieniami tłumy i doprowadził do powstania klasztoru oraz kościoła pod Wawelem. Do Zakonu Braci Mniejszych w Polsce niemal od samego początku przylgnęła nazwa Bernardynów. Zakonnicy ci okazali się niezwykle dynamiczni, w krótkim czasie zakładając placówki we wszystkich ważniejszych polskich miastach. Zdołali skupić wokół siebie wybitne osobistości, tak świeckie jak i duchowne. Szczycili się w pierwszych pokoleniach – kluczowych dla dynamiki rozwoju każdego zgromadzenia – wspaniałymi świętymi i błogosławionymi: Jan z Dukli, Szymon z Lipnicy, Władysław z Gielniowa, Rafał z Proszowic.
W przeszłości we wszystkich większych miastach polskich funkcjonowało kilka a nawet kilkanaście klasztorów i w związku z tym pojawiła się chęć przyciągnięcia do siebie wiernych jak najzmyślniejszą szopką. Zaczęto wprowadzać innowacje, mające w założeniu uatrakcyjnić widowisko. Tym sposobem pojawiły się sporych gabarytów rusztowania z podłużnymi szparami do ekspozycji lalek. Ukryci pod spodem braciszkowie odgrywali coś na kształt teatrzyku kukiełkowego. Zabawne scenki bynajmniej nie dotyczyły wyłącznie Bożego Narodzenia. Parodiowano i ośmieszano zacne osobistości, wady i słabostki ludzkie. Ponieważ teatrzyki te cieszyły się ogromnym powodzeniem, i to nie tylko u widzów dziecięcych, kościoły zamieniały się na okres bożonarodzeniowy w istne „jarmarki”. W XVIII wieku władze kościelne zakazały co prawda wystawiania podobnych widowisk w kościołach, ale przepis ten na różne sposoby obchodzono. Barwnie uwiecznił to wszystko nieoceniony Jędrzej Kitowicz: „…a gdy te jasełka, rokrocznie w jednakowej postaci wystawiane, jako martwe posągi nie wzniecały w ludziach stygnącej ciekawości, przeto reformaci, bernardyni i franciszkanie dla większego powabu ludu do swoich kościołów jasełkom przydali ruchawości, między osóbki stojące mięszając chwilami ruszane, które przez szpary, w rusztowaniu na ten koniec zrobione, wytykając na widok braciszkowie zakonni lub inni posługacze klasztorni rozmaite figle nimi wyrabiali. (…) Takowe reprezentacje ruchomych jasełków bywały, prawda, w godzinach od nabożeństwa wolnych, to jest między obiadem i nieszporami, ale śmiech, rozruch i tumult nigdy w kościele czasu ani miejsca znajdować nie powinien. Dla czego, gdy takowe reprezentacje coraz bardziej wzmagając się doszły do ostatniego nieprzyzwoitości stopnia, książę Teodor Czartoryski, biskup poznański, zakazał ich, a tylko pozwolił wystawiać nieruchawe, związek z tajemnicą Narodzenia mające…”.
W tradycji bernardyńskiej za budowę szopek bożonarodzeniowych oraz grobów Chrystusa od dawna odpowiedzialni byli zakrystianie. I tak w krakowskiej bazylice bernardyńskiej przez całe lata po zakończeniu II wojny światowej działał zakrystianin brat Antoni Władysław Dębski, a po nim obowiązek przejęli ojciec Jonasz Podsiadło (przeniesiony do sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej) oraz brat Jacek Szymczyk (przeniesiony do Radomia). Technologia szopek bernardyńskich polegała na malowaniu ogromnych panoram, którymi wypełniano określoną część świątyni (w Krakowie na przestrzeni dziejów były przynajmniej trzy lokalizacje). Figury sprowadzano z Italii, gdzie sprzedawano je w różnych rozmiarach, stosownie do potrzeb i rozmiarów kościelnej przestrzeni. Dzieciątko Jezus sprowadza się do dzisiaj z Hiszpanii, gdzie funkcjonuje zakład sporządzający tę figurkę z cedrolitu, materiału trwalszego od gipsu. Zakonnicy wykonywali także figury i obiekty własnoręcznie, a poszczególne klasztory bernardyńskie współpracowały ze sobą i w przypadku wyjątkowo udanej kompozycji zamawiano ten sam obiekt do innych klasztorów. To dlatego typowa dla szopek bernardyńskich jest powtarzalność scen-motywów. Ich specyficzną cechą jest zaawansowana mobilność, w innych zakonach nie potrafiono wykonać tak zmyślnie ruchomych obiektów: woda i młyny wodne, rybacy i kaczuszki na stawie, wiatraki i tańczący przy ognisku górale, mnich drepczący w somnambulicznym transie do dzwonnicy i rozpoczynający dzwonienie itp.
Głównym powojennym budowniczym bożonarodzeniowej krakowskiej szopki bernardyńskiej był brat Antoni Jacek Dębski. Cenne informacje dotyczące jego biografii i wieloletniej działalności w krakowskiej bazylice pod Wawelem podał Jacek Nikarowicz: „Wtedy poznałem drobnego, energicznego zakonnika brata Antoniego. Pierwsze rozmowy z tym furtianem, okazjonalne pozwoliły mi określić Go jako człowieka bez reszty oddanego klasztorowi i Bogu”. Pochodził z wiejskiej rodziny zamieszkałej w dawnym zaborze austriackim. Urodził się w Słopnicach Szlacheckich pod Tymbarkiem. Kiedy w 1937 podejmował decyzję o wyborze drogi życiowej, w jego głowie istniały dwie koncepcje: wojsko lub klasztor. Wybrał Bernardynów. Po pobycie w Sokalu i we Lwowie (gdzie od 1944 był zakrystianem i kwestarzem), znalazł się po wojnie w Kalwarii Zebrzydowskiej (jako kucharz), później w Alwerni pod Oświęcimiem i najdłużej w Krakowie jako dyskret i zakrystian. W klasztorze krakowskim z wielkim oddaniem i pasją, ale także niezwykle sprawnie i fachowo, urządzał corocznie szopki bożonarodzeniowe oraz sławną panoramę Grobu Pańskiego wykonaną przez Tadeusza Popiela, ucznia Jana Matejki, które to monumentalne malowidło ocalił z klasztoru lwowskiego. Przygotowywane przez niego przez całe dekady szopki bożonarodzeniowe były dopracowane w najmniejszych detalach i gruntownie przemyślane. Szczęśliwie potrafił przekazać wiedzę i zaszczepić umiejętności szopkarskie swoim następcom. Dzięki temu po jego odejściu dzieło jest kontynuowane. Ojciec Jonasz Podsiadło i brat Jacek Szymczyk, którzy w klasztorze krakowskim przejęli po bracie Antonim prace przy tworzeniu szopki oraz Grobu Pańskiego, nieodmiennie powtarzali, że wszystko co wykonywał brat Antoni starali się kontynuować. Wprowadzając innowacje czynili to tak, aby nie zatracić przewodniej idei brata Antoniego. Jak powiedziano, szopki bernardyńskie to dzieło zakrystiańskie i zbiorowe. Najwięcej miejsca poświęcono tu braciom Antoniemu Władysławowi Dębskiemu oraz Jackowi Szymczykowi, ale są również inni wybitni bernardyńscy budowniczowie: brat Kazimierz Plichta (Kalwaria Zebrzydowska), ojciec Jonasz Podsiadło (Kraków i Kalwaria Zebrzydowska), ojciec Herkulan Jarmułowicz (Leżajsk), brat Daniel Strycharz (Łódź).
- KAZIMIERZ ZYMUŁA (1931-2018) – CZTERNAŚCIE OBIEKTÓW U REDEMPTORYSTÓW
Był twórcą rozbudowanych szopek ruchomych: Bardo, Tuchów, Kraków, Bom Jesus da Lapa (Brazylia), Toruń, Pietropawłowsk (Kazachstan), Grodno, Zakopane, Braniewo, Głogów, Warszawa, Łukowica, Truskawiec (Ukraina), Burkina Faso (częściowo). Te szopkarskie arcydzieła Ojca Kazimierza Zymuły – łącznie jest ich około czternaście – rozpoczęły się w Bardzie Śląskim i dlatego ta szopka zasługuje na szczególną uwagę. Przed redemptorystami przebywali tutaj cystersi i podziemne pomieszczenie, gdzie obecnie znajduje się całoroczna szopka bożonarodzeniowa, służyło jako krypta. Stan taki trwał do roku 1803, potem pochówków zaprzestano. Około 1900 do Barda przybyli redemptoryści z prowincji austriackiej, a następnie w 1920 z prowincji niemieckiej. Ci drudzy dokonali ekshumacji zwłok i zamierzali przed II wojną światową oczyszczoną kryptę przerobić na kotłownię. Przedsięwzięcie to nie doszło jednak do skutku, a kiedy po wojnie do Barda przybyli redemptoryści polscy, w roku 1967 wpadli oni na pomysł urządzenia tu ruchomej szopki. Pracę nad szopką rozpoczął w 1968 brat Wacław Janik, a panoramę oraz dekoracje wykonał ojciec Kazimierz Kudroń. Mimo braku zaplanowanych figur w górnym piętrze, w 1969 szopkę udostępniono odwiedzającym. Ponieważ wkrótce Wacław Janik wyjechał z Barda, dokończenie prac powierzono ojcom Kazimierzowi Zymule i Romanowi Wantuchowi. Ojciec Zymuła spędził w Bardzie pięć lat i ruchoma szopka bożonarodzeniowa wykonana została w dużej części przez niego. Przeróbki okazały się znaczące, zmieniono dekoracje i wymalowano obrazy na sklepieniu. Stroje dla większości figur uszyła Zofia Kaczmarska, mieszkanka Barda. Wykończona ostatecznie w latach 1970-1971 upamiętniła jubileusz 700-lecia pielgrzymowania do Barda (1270-1970) i nawiązywała zarazem do miejscowej dawniejszej bardzkiej szopki zlokalizowanej według tradycji przy drodze do Kaplicy Górskiej. Szopka w Bardzie to ludowa i stylizowana wykładnia Bożego Narodzenia, świadomie proste użyte środki, naiwne i jasełkowe, ekspresyjne, sugestywne i ocierające się czasem o kicz. Na pierwszym planie przesuwa się korowód 53 postaci. W tle brzmi głośna muzyka, fanfary anielskich trębaczy obudzą nawet umarłych, jest także miniaturowy pociąg i sunący po nieboskłonie samolot. „Może to historia, edukacja i okazja, żeby zobaczyć różne zawody – kowal, kominiarz, wiele ciekawych elementów. Sceneria tej szopki też jest interesująca. Pokazuje po części położenie Barda, kolej, samochody, fale Nysy” – objaśnia redemptorysta ojciec Sylwester Cabała. Późniejsze ważne dokonanie Ojca Zymuły w tej dziedzinie to szopka u redemptorystów w Krakowie-Podgórzu. Rozmach i rozmiary nie ustępują szopce bardzkiej. Twórca nie omieszkał wprowadzić akcenty krakowskie i regionalne: krakowscy święci, górale, krakowiacy, Wawel, a nawet smok wawelski. W Toruniu z kolei całkowicie przerobił w latach dziewięćdziesiątych XX wieku istniejącą wcześniej szopkę w kościele św. Józefa. Naturalnie oprócz scen biblijnych i apokryficznych związanych z Bożym Narodzeniem, szopka przedstawia także sceny rodzajowe z życia mieszkańców Torunia oraz dotyczące dziejów Polski. Za każdym pobytem Ojciec Zymuła coś zmieniał i dorabiał, umieszczał nowe figury, np. św. Jana Pawła II i św. Faustyny Kowalskiej. Konstrukcja tej szopki do dziś opiera się na drewnianym mechanizmie.
Na koniec warto przedstawić skróconą notę biograficzną Ojca Kazimierza Zymuły (1931-2018). Urodzony w Łękawicy, wiosce pod Tarnowem, od roku 1950 związał się z redemptorystami (studia filozoficzne w Toruniu, teologiczne w Tuchowie), święcenia kapłańskie w 1958. Jeden z mistrzów nowicjatu ojciec Emanuel Trzemeski scharakteryzował młodego wówczas zakonnika nad wyraz celnie: „Brat Kazimierz Zymuła jest zdrowy, silny, dziwnie sprytny do różnych prac, murarz, ślusarz, stolarz, ogrodnik. Wszystko to przyswoił sobie w domu rodzicielskim”. Od 1959 pracował jako kapłan i misjonarz w wielu zakonnych placówkach: Gliwice, Zamość, Warszawa (od 1963), Bardo (1970), Wrocław (1974), Brazylia (1979-1989), Boliwia (1990-1991), Kazachstan (1992-1993), Ukraina, Bawaria, Kraków (1994-2018). Jest twórcą bożonarodzeniowych ruchomych szopek „redemptorystowskich” – oprócz pracy misjonarskiej posiadał wybitny talent do prac techniczno-budowlanych i zdolności konstruktorskie. Przynosiło mu to satysfakcję i radość, hobby oprócz głównej działalności misjonarsko-kapłańskiej. Jego ostatnim ważnym dziełem szopkarskim była budowa wspomnianej ruchomej szopki w Krakowie-Podgórzu. Tworzyli ją wspólnie z zakrystianinem bratem Pawłem Stankowskim i przy współudziale Władysława Lachowicza. Dzieło ukończono w roku 2011, a lokalne media skrzętnie odnotowały to przedsięwzięcie. Powracał w ostatnich swoich latach do dawnych miejsc, szczególnie do Tuchowa. Tam także doskonalił dawno zbudowaną przez siebie szopkę.
- PAWEŁ JAŁOWICZOR (UR. 1953-) – PANEWNIKI, DZIELNICA KATOWIC
Wydaje się, że obecnie najsilniej bijącym sercem polskiego franciszkańskiego szopkarstwa są Panewniki, dzielnica Katowic. Dzisiaj to największa (a już z pewnością najwyższa) szopka ołtarzowa w Europie – zajmuje całą przestrzeń ołtarza głównego i przechodzi na ołtarze boczne. Od posadzki do sklepienia mierzy 18 metrów, szerokość 15 metrów, głębokość 10 metrów. Co roku wymiary te nieznacznie się zmieniają, ale panewnicka szopka bożonarodzeniowa jest wyjątkowa nie tylko ze względu na gabaryty, wszak posiada piękną ponad stuletnią już tradycję. Pierwszym budowniczym był brat Ubald Miera OFM, a całość prezentowała się wówczas skromnie. Zakonnik ów zginął w 1915 na froncie wojennym, a w ciągu kolejnych lat i dekad zmieniło się wiele zespołów budowniczych. Szczególnie należy pamiętać o bracie Fabianie Frycu OFM, bracie Krzysztofie Piątyszku OFM, Franciszku Falkusie, Edwardzie Kuczmiku, o bracie Maksencjuszu Krachu OFM. Od roku 1995 nieprzerwanie do dzisiaj kierownikiem i mózgiem całego przedsięwzięcia jest Paweł Jałowiczor, artysta rzeźbiarz z Jaworzynki koło Istebnej. O swojej życiowej pasji mówi skromnie, stajenki gipsowe wyrabiał już w podstawówce, później przeszedł na drewno i tak zostało do dzisiaj. Z odległego Beskidu Śląskiego trafił do Panewnik odwiedzając dwóch franciszkańskich zakonników z rodziny żony i pozostał. Każdego razu przywozi z prywatnego lasu w Jaworzynce 50-60 świerków. Pracuje mu się z Franciszkanami dobrze, bo są – jak mówi – konkretni i radośni. Normalnie ekipy wchodzą „na teren” w listopadzie, ale przygotowania czasem ruszają już we wrześniu, a zespół liczy od dziesięciu do kilkunastu osób. Do budowy wykorzystuje się około 120 różnych figur, najstarsze z nich – pasterz z barankiem i kobieta z dzbanem liczą sobie 130 lat. Figury wykonane są z drewna lipowego, gipsu i konglomeratów żywicznych. Oprócz figur ludzkich (biblijnych i regionalnych śląskich) są wypchane zwierzaki, młyny i wiatraki, studnie i szyby górnicze, góralskie watry i śląskie familioki, tysiące żarówek i kilometry przewodów elektrycznych. Wszystko posiada tu słuszne rozmiary (wszak należy zachować proporcje), a figury są niemal naturalnej wielkości. Budowniczowie dbają o to, aby każdego roku coś zmienić i wprowadzić nowości. Postęp techniczny wymusza technologię, coraz ważniejsza staje się instalacja elektryczna. Na przestrzeni lat rozbudowali ją Andrzej Brożyna, Jakub Wawro oraz brat Ksawery Majewski OFM. To z ich inicjatywy w szopce pojawiały się w latach dziewięćdziesiątych XX wieku obiekty wodne, urządzenia produkujące efekty świetlne oraz wytwornice dymu. Budowniczowie mówią o sobie „Grupa nocna”, „Grupa dzienna”, „Grupa elektryczna”, wszystko musi być dobrze zorganizowane: najpierw panorama, konstrukcja stalowa, drewniane podesty, branżowcy i instalatorzy, dopiero na końcu wciągane są figury, obiekty, dekoracje. Wysokość 18 metrów, kąt pochylenia 45 stopni, a więc jak na to nie spojrzeć – istna ściana wspinaczkowa, konieczne przestrzeganie przepisów BHP. Pierwsza duża modernizacja i powiększenie gabarytów miało miejsce w roku 1926. Zawieszono wówczas panoramę z widokiem Ziemi Świętej. Później zmieniała się sceneria i nastrój – jasne niebo zastąpiono nocnym mieniącym się gwiazdami nieboskłonem (1933). Przeniesienie do głównego ołtarza nastąpiło w roku 1947 i to w tym okresie w ciągu kilku kolejnych lat szopka urosła do obecnych wymiarów. Istnieje dokładna dokumentacja fotograficzna tego okresu od 1953 poczynając, co jest zasługą kilkudziesięcioletniej pracy Kazimierza Golca.
W Panewnikach szopkarstwo traktuje się naprawdę poważnie. Oprócz szopki głównej w bazylice, odwiedzający mogą kontemplować żłóbek ruchomy. Znajduje się on w części klasztornej i składa się z dużej ilości ruchomych figur, ważnych postaci Kościoła i Polski. Obok prezentują się szopki śląskie oraz egzotyczne przywiezione przez misjonarzy z placówek misyjnych. Ale to jeszcze nie wszystko, bo kiedy przejdziemy na teren ogrodu klasztornego, to natkniemy się na tzw. żywą szopkę. Oprócz aktorów odgrywających kluczowe role Świętej Rodziny znajdziemy tu łagodne zwierzaki: osiołek, kucyk, alpaki, bażanty, kaczki, kury, gołębie i świnki wietnamskie. Niestety, brakuje apokryficznego woła, może dlatego że za duży i za silny – mógłby narobić szkód i sprawić kłopot. Dzieło panewnickie jest doceniane przez władze i mieszkańców Śląska, powstał sugestywny film Magdaleny Piekorz Franciszkański Spontan (1998).
Herbert Oleschko