POJEDNANIE Z BOGIEM
Kazania ks. abpa Karola Wojtyły w Kalwarii
POJEDNANIE Z BOGIEM
(na Wniebowzięcie Matki Bożej)
Kardynał Karol Wojtyła w Kalwarii Zebrzydowskiej – 22 VIII 1974
Homilia wygłoszona w Kalwarii Zebrzydowskiej w czasie Odpustu Wniebowzięcia NMP
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pragnę naprzód pozdrowić wszystkich pielgrzymów, którzy dzisiaj przybywają na Kalwarię, ażeby uczcić Matkę Bożą Wniebowziętą.
Naprzód pozdrawiam tych, którzy przybyli z najdalsza. A wiadomo że przybywają tutaj pielgrzymi z Lubelskiego, z Radomia i z Bydgoszczy, ze Śląska i z diecezji tarnowskiej. Jako gości pozdrawiam ich wszystkich naprzód, chociaż może nie wszystkich wymieniłem, a na końcu pozdrawiam diecezjan; tych wszystkich pielgrzymów, którzy tutaj przybyli z naszej krakowskiej archidiecezji. Pozdrawiam bardzo serdecznie siostry zakonne, których wiele widzę wśród was; pozdrawiam wszystkich kapłanów – diecezjalnych i zakonnych. Od razu też zwracam słowa gorące do stróżów tego sanktuarium, oo. bernardynów, oraz do kapituły metropolitalnej krakowskiej, która dzisiaj celebruje tę sumę.
Moi drodzy, święto Wniebowzięcia Matki Bożej, które jest tak drogie sercom wszystkich chrześcijan, a zwłaszcza wszystkich Polaków, gromadzi nas tutaj dzisiaj na Kalwarii. Jednakże pozdrawiając się w dniu dzisiejszym, musimy pomyśleć o tych wszystkich, którzy nie tylko dzisiaj tu przybyli, ale przybywali przez cały tydzień – a może i dawniej jeszcze; przybywali, jeszcze zostali albo też już odeszli. Na Kalwarię bowiem, ażeby święcić uroczystość Wniebowzięcia, trzeba przyjść nie na jeden tylko dzień, nie na jedno nabożeństwo, ale na dłużej. I trzeba – jak to dobrze wiecie wy, pielgrzymi – naprzód obejść dróżki. A te przypominają nam na pierwszym miejscu mękę Pana Jezusa, Jego Drogę Krzyżową; począwszy od Wieczernika poprzez Piłata aż na szczyt góry Ukrzyżowania.
Kiedy tak obchodzimy dróżki Pana Jezusa – Drogę Krzyżową – kiedy rozważamy po kolei te wszystkie wydarzenia, które się na nią składają, wówczas musi nam stanąć przed oczyma wielka męka, wielkie cierpienie Syna Bożego. A to cierpienie zostało przez Niego dobrowolnie przyjęte – w Ogrojcu przede wszystkim; przyjęte z rąk własnego Ojca. I może nawet powstać w naszych myślach taka refleksja: dlaczego, dlaczego tak? Dlaczego – jak mówił Apostoł – „swojemu własnemu Synowi Ojciec nie przebaczył”? I dalej prowadzi myśl: „lecz Go uczynił grzechem za nas”? Dlaczego tak?
Mógłby ktoś w tym widzieć jedynie bezwzględną, surową sprawiedliwość. A tymczasem w tym się objawiła największa miłość. Bo – czytamy: „tak Bóg umiłował świat, że Syna swojego Jednorodzonego dał”; właśnie na tę mękę, właśnie na tę Drogę Krzyżową, właśnie na to ukrzyżowanie Syna swojego Jednorodzonego dał. – Czytamy dalej: „ażeby żaden z nas nie zginął, ale miał żywot wieczny”.
Więc kiedy tak chodzimy po tych dróżkach i rozważamy, wówczas musi się nam objawić ta wielka ojcowska miłość; męka Jezusa Chrystusa tej miłości nam nie przesłania, ale ją właśnie odsłania. To jest rozważanie najwłaściwsze w Roku Świętym; bo pisze Apostoł: „pojednał nas przez krzyż swojego Syna”. A wiecie dobrze, że Rok Święty odbywa się pod hasłem „pojednania” – „Odnowa i pojednanie”: „pojednał nas przez krzyż swojego Syna”.
Wy wszyscy, którzy tutaj przybywaliście przez tyle dni i dzisiaj przybywacie na pielgrzymkę Roku Świętego, przybywacie w duchu odnowy i pojednania. Trzeba więc, ażebyśmy sobie uświadomili głębię tego pojednania: jak ono głęboko sięga w planach Bożych. Każdy z nas, ażeby się pojednać z Bogiem, musi się nawrócić, musi żałować za grzechy; musi je wyznać, postanowić poprawę. To jest nasz ludzki wymiar pojednania z Bogiem. I na pewno w naszej pielgrzymce wszyscy przez ten ludzki wymiar pojednania z Bogiem przyszliśmy. Ale pamiętajmy, że to pojednanie w naszym ludzkim wymiarze nie byłoby pojednaniem, gdyby nie ta Droga Krzyżowa, gdyby nie to pojednanie przez krew z krzyża Jego.
Dlatego też bardzo wymowne jest to sanktuarium kalwaryjskie. Drodzy pielgrzymi, wyznam wam, że ogromnie lubię tu przychodzić; może słowo „lubię” jest niewłaściwe: czuję potrzebę, żeby tu przychodzić, bo tu się odkrywa wciąż na nowo te najgłębsze prawdy naszej wiary. Odkrywa się ludzki i Boski wymiar pojednania. Odkrywa się Ofiarę Chrystusa i odkrywa się na dnie tego wszystkiego miłość Ojca. O tej miłości tak lubią dzisiaj śpiewać młodzi: „liczę na Ciebie, Ojcze, liczę na miłość Twą”.
Moi drodzy przyjaciele, ta rachuba, to, że liczycie na miłość Ojca, to właśnie przez dróżki kalwaryjskie, przez krew krzyża Jego staje się dla nas w pełni rzeczywistością. I dlatego dobrze, że tu przychodzicie, zwłaszcza wy młodzi. Dobrze, że chodzicie po tych dróżkach i że sięgacie tak w głąb naszej wiary, a zarazem w głąb swoich sumień. Ta Kalwaria buduje człowieka, ta Kalwaria odbudowuje człowieka. Odbudowuje człowieka wewnętrznego, duchowego.
Dzisiaj jest wiele spłycenia, wiele powierzchowności. Narasta fala zmysłowości, użycia, lekkomyślności. Dobrze, że są tacy, co w pielgrzymce przychodzą na Kalwarię, bo tutaj się odbudowuje człowiek. Uzyskuje swój właściwy, ludzki i Boski wymiar.
Na drogach kalwaryjskich, na tych dróżkach, spotykają się niejako losy Syna i Matki. Tymi samymi szlakami chodzimy, rozpamiętywając mękę Chrystusa i Jego krzyż, i rozpamiętywając odejście Maryi – błogosławione Jej przejście z życia ziemskiego do chwały Wniebowzięcia. Na pewno Maryja była szczególnie umiłowana przez Boga. Była umiłowana dlatego, że wybrał Ją na Matkę swojego Syna. Ta miłość wyraziła się na samym początku, w Jej niepokalanym poczęciu: w wolności od grzechu, w pełni łaski, w świętości życia; kresem było Wniebowzięcie.
I dobrze, że dróżki kalwaryjskie łączą szlaki Matki ze szlakami Syna; że łączą szlaki Maryi z Drogą Krzyżową Chrystusa. Maryja bowiem, na czas swojego życia, tak wybrana, tak uprzywilejowana przez Boga, tak pełna łaski – była postawiona wobec wielkich zadań i cierpień. Te cierpienia miały swoje źródło w tajemnicy Jej duszy: tą tajemnicą był Chrystus, Syn Boży; tak bardzo niezrozumiany, prześladowany i na końcu ukrzyżowany.
Cierpienia Matki były proporcjonalne, na ludzką miarę, do Ofiary Syna ludzkiego i Bożego. A tajemnica Wniebowzięcia jest ukoronowaniem całej tej drogi, tak jak nam to ukazuje Kalwaria.
Dzisiaj przeżywamy radość; ale do tej radości, drodzy pielgrzymi, wszyscy dochodziliśmy poprzez Drogę Krzyżową Jezusa Chrystusa, poprzez dróżki Jego Matki. I dlatego też jest ta Kalwaria najodpowiedniejszym sanktuarium, ażeby tutaj przeżywać Rok Święty i zyskiwać łaski Roku Świętego. Te łaski Roku Świętego, które są związane z określoną datą, ćwierćwieczem naszego stulecia i z każdym następnym (co 25 lat Kościół obchodzi Rok Święty), te łaski Roku Świętego są w roku bieżącym i przyszłym ściśle związane z tajemnicą Chrystusowego krzyża. Tam jest źródło naszego pojednania z Bogiem. Te łaski są związane z pośrednictwem Maryi, Matki Chrystusa, do której zwracamy się, śpiewając: „Matko Bolesna, do serca Twego mieczem boleści wskroś przeszytego…”.
I te łaski są związane z wszystkimi zasługami, z ofiarami, z całym tym olbrzymim skarbem, jaki naród otrzymał w ciągu dziejów zbawienia, w ciągu dziejów Kościoła. Te wszystkie łaski są związane z zasługami świętych, błogosławionych i tych, których znamy z kalendarza liturgicznego i z hagiografii Kościoła, i tych, którzy tylko Bogu są znani. Może, drodzy bracia i siostry, te łaski są związane także i z waszymi zasługami. Bo jestem przekonany, że wśród tych, którzy mnie słuchają, także są święci; ich świętość Bogu samemu jest znana, ich zasługi, ich udział w skarbcu duchowym Kościoła należą wyłącznie do Bożej ekonomii zbawienia.
Pragnę teraz z tego dzisiejszego rozważania wyciągnąć wnioski pod adresem wszystkich pielgrzymów, którzy dzisiaj tu przybyli, i tych, którzy przybywali tutaj w ciągu całego tygodnia; a zwłaszcza pod adresem młodzieży; bo tak się dzieje w ostatnich latach, że Kalwaria staje się umiłowanym sanktuarium młodzieży.
Mówił mi ksiądz biskup w piątek, wróciwszy z „pogrzebu” Matki Boskiej, że w większości uczestniczyła młodzież. Wczoraj uczestniczyłem w ich specjalnym czuwaniu wigilijnym; dzisiaj także widzę bardzo wielu młodych. To jest szczęśliwy objaw.
Więc te wnioski są takie: naprzód, drodzy pielgrzymi, trzeba, ażebyśmy stąd, z Kalwarii, odeszli z głębokim przeświadczeniem o tej wielkiej, nieogarnionej niczym i niewyczerpanej miłości, którą jest Bóg dla nas. A ta miłość odnosi się do każdego z nas. Kiedy stoisz przed Ukrzyżowanym, to pamiętaj, że w tej tajemnicy, w tym cierpieniu jest wyrażona miłość Boga do ciebie samego! I tak samo do każdego innego człowieka. Bo miłość ta nie zna granic i żaden człowiek, i żaden naród, i żadna, chociażby jak największa ilość ludzi na globie ziemskim nie potrafi jej przewyższyć. To jest wniosek pierwszy.
Wniosek drugi, który stąd, z Kalwarii musimy wynosić: miłość łączy się z poświęceniem, z ofiarą. Przez nią się niejako sprawdza. A jest to, moi drodzy, wskazanie ogromnie ważne dla dzisiejszego człowieka. Bo gdy patrzymy na życie – chociażby w świetle danych statystycznych – to niepokoić musi to spłycenie miłości. Polega ono na oderwaniu jej od ofiary i poświęcenia. Co to znaczy, że tyle małżeństw się rozwodzi? Co to znaczy, że tyle dzieci nienarodzonych ginie w naszych klinikach i szpitalach? Co to znaczy?! To wszystko mówi o zaniku miłości, o zmierzchu prawdziwej miłości, o rozerwaniu tej więzi, która nieodzownie musi łączyć miłość i poświęcenie.
Co znaczą te rozwody, te opuszczone dzieci, które tracą swoich ojców i matki na rzecz cywilnych związków? To wszystko brak odpowiedzialności i brak ofiary. Miłość musi być zespolona organicznie z ofiarą, z poświęceniem. Wy młodzi, którzy tu przychodzicie na Kalwarię tak chętnie, na pewno po to tutaj przybywacie. To was tutaj ciągnie, to was przekonywa. I dobrze, niech was nie łudzą te hasła użycia, ułatwionego życia, ułatwionej tzw. współczesnej moralności seksualnej, która jest demoralizacją. I my będziemy o tym głośno mówić. Nie wolno demoralizować młodzieży! Mówi się, że to jest nowa moralność seksualna.
Czego nas jeszcze uczy Kalwaria? Uczy nas, moi drodzy, wiary w człowieka. Sam fakt, że tu jesteśmy, sam fakt, że niczym są dla was odległości, trudne drogi, czasem jakieś może dodatkowe przykrości – sam ten fakt świadczy dobrze o ludziach, mówi o wartości człowieka. I to jest wartość podstawowa, którą w dzisiejszych czasach musimy wygrać.
Kościół w Polsce zmaga się nade wszystko o wartość człowieka, o godność osoby ludzkiej; żeby człowiek nie był nijaki, żeby człowiek nie był wewnętrznie rozdwojony: Panu Bogu świeczka i diabłu ogarek; żeby ten człowiek był pracowity, uczciwy, trzeźwy, żeby był prostolinijny, żeby był odważny w wyrażaniu swoich poglądów i w wyrażaniu swojej wiary. Tylko taki człowiek zasługuje na szacunek. Tego nas również uczy Kalwaria, to jest ten duchowy owoc, który stąd wynosicie; którego wszystkim pielgrzymom i sobie samemu również jak najgoręcej życzę.
Drodzy bracia i siostry, dzisiaj rano, zanim tutaj przybyłem, musiałem się udać do małej miejscowości, która się nazywa Szklary. W tej miejscowości, położonej w powiecie olkuskim na terenie parafii Racławice Olkuskie, został w ubiegły poniedziałek zburzony spychaczami mały fragment-dobudówka do punktu katechetycznego.
Chociaż były wnoszone odwołania, a termin jeszcze nie upłynął, to jednak dokonano tej, siłą i spychaczami przeprowadzonej, „rozbiórki” owej dobudówki do punktu katechetycznego. Ludzie byli bardzo rozżaleni, przyszli ze swoim żalem do mnie jako do biskupa i mieli rację; tym bardziej że kosztowało ich to także i razy, i sińce. I dlatego dzisiaj rano udałem się tam. Mszę św. odprawiłem w tym punkcie katechetycznym, przy tym rozwalisku – pomodliliśmy się wspólnie.
A mówię o tym tutaj dlatego, ponieważ owym parafianom w Szklarach powiedziałem, że jadę do Kalwarii i że te wszystkie ich cierpienia, a także i starania o naprawienie krzywdy zawiozę tutaj do Kalwarii i przedstawię Matce Bożej. Więc się z tego wywiązuję nie tylko w sercu moim, ale także i w słowie moim, bo to należy do obowiązków duszpasterza, a zwłaszcza biskupa.
I pragnę teraz to wszystko, co stamtąd przywożę, tutaj złożyć na tym ołtarzu. A równocześnie proszę was, ażebyście na tym ołtarzu złożyli w duchowej ofierze wszystko, co tutaj przynosicie: „Wszystkie smutki i tęsknoty”, „wszystkie nasze dzienne sprawy”; wszystko to, z czym można pójść tylko do serca Matki: „Gdzież my, o Matko, ach, gdzież pójdziemy i gdzie pociechy szukać będziemy?”
I składam tutaj na tym ołtarzu nie tylko sprawy i ofiary duchowe, które przynoszą obecni, ale także wiele innych spraw naszej krakowskiej archidiecezji i Kościoła w Polsce; spraw trudnych nieraz. Bo wiecie przecież, że się zmagamy i o budowę kościołów, i o wychowanie chrześcijańskie naszej młodzieży, o wolność sumienia i wyznania w czasie letnich kolonii i obozów itp. Wiecie przecież, że w Krakowie zwłaszcza domagamy się przywrócenia praw prastarej uczelni założonej przez błogosławioną Jadwigę, jej staraniem – uczelni, jaką był wydział teologiczny na Uniwersytecie Krakowskim; uznania jego obywatelskich praw, bo prawa istotne, kościelne, kanoniczne posiada.
Te wszystkie sprawy, sprawy polskiej duszy, sprawy polskich sumień, sprawy życia ludzkiego i Bożego na naszej ziemi, sprawy powołań kapłańskich i zakonnych – to wszystko tutaj przynosimy do Ciebie, Matko Boża Wniebowzięta, Matko Boża Kalwaryjska, która tak bardzo miłujesz, jak bardzo zostałaś umiłowana. I to jest powód, dla którego my tak do Ciebie lgniemy, tak do Ciebie pielgrzymujemy, tak do Ciebie przychodzimy od dziecięcych lat aż do późnej starości. Bo bardzo zostałaś umiłowana, najbardziej ze wszystkich, ale też najbardziej miłujesz. I za tę miłość Twoją Ci dziękujemy i tej miłości Twojej macierzyńskiej nadal się polecamy, Maryjo Wniebowzięta, Matko Kościoła, Królowo Polski, Matko Boża Kalwaryjska. Amen.
Karol Wojtyła, Kazania. Kalwaria Zebrzydowska 1988, s. 89-94.